środa, 12 stycznia 2011

Seks Biblia Sarny i Młodzież

'Tygodnik Powszechny' przemówił do mnie okładką aktualnego numeru i nie mogłam się powstrzymać od zakupu. Pod wielkim białym napisem na czerwonym tle 'Wszystkie autorytety Jerzego Owsiaka' widniał drugi, jeszcze bardziej nęcący, a mianowicie 'Biblijna Szkoła Seksu'. Co jak co, ale tego nie mogłam przegapić. Dwie szkoły katolickie, które dane mi było swego czasu przetrwać i w których generalnie dużo mówiło się o bogu, matce boga, duchu boga, synu boga (z czego duch i syn są w bogu ale są we trzech z nim w nim), łasce boga, przykazaniach boga, a nawet o stanowisku boga wobec wymienionego wcześniej Jerzego Owsiaka, ale o biblijnym step by step to orgazm nie było ani razu ani słowa. I znowu nie ma. Ks. Jacek Prusak (rocznik 71) zatytułował swoje dzieło 'Niewinna ekstaza' po czym w rozwlekłym wywodzie powiedział, że Pieśń nad pieśniami niekoniecznie jest o stosunku genitalnym. To spory zwrot w wypowiedziach przedstawicieli kościoła, wszak jest taki trend w nauczaniu, żeby szlakiem św. Augustyna dopuszczać tylko do prokreacji małżonków, a jak gdzieś po Biblii pałęta się opis czegoś, nie mającego szans na finał rozumiany jako zapłodnienie, to jest kontrowersyjnie. Przebrnęłam przez tę pieśń. Możliwe, że to opis czegoś co w kontekście starych czasów i przy swobodnej interpretacji znaczeń niektórych zachowań może być opisem wspólnego leżenia, ale Kamasutrą bym tego nie nazwała. To raczej wspaniała kolekcja wybornych komplementów np. 'Włosy twoje są jako stada kóz' albo spektakularne 'Obie piersi twoje są jako dwoje bliźniąt młodych sarniąt' (co wg moich obliczeń oznacza aż cztery sarny).
Ale ja nie o tym. Mamy XXI wiek. Nawet buty reklamujemy nawiązaniami do seksu, a kościół mimo licznych spraw o molestowanie seksualne dzieci nadal stoi na straży moralności, co można odbierać jako hipokryzję. Choć trzeba kościołowi oddać: ganienie zepsucia, będąc zepsutym jest bardzo na czasie, toteż nie wypada już czepiać się, że prezentowany system wartości jest nieadekwatny do czasów. Postępowy ks. Prusak akurat zgadza się, że mam prawo do orgazmu, ale pozwalam sobie mieć wrażenie, że to nie jego sprawa. Z niejasnych dla mnie przyczyn uprzywilejowana grupa mężczyzn rości sobie prawa do orzekania o tym co mogę, a czego nie mogę w łóżku. Rozumiem, że z racji własnego celibatu, życie seksualne innych ludzi może być dla nich fascynujące, ale czemu zaraz straszyć piekłem? I właściwie dlaczego oddaliśmy tej specyficznej grupie prawo do decydowania o nauczaniu o seksie w państwie? 15 lat temu oddaliśmy im wychowanie seksualne w szkołach i tym sposobem nie ma już wychowania seksualnego w szkołach, a coś co nazywa się dumnie 'przygotowanie do życia w rodzinie' jeżeli już prowadzą to zazwyczaj katecheci i im podobni.
Ja to widzę jakoś tak, że jak nie uczymy dzieci o robieniu dzieci, to te dzieci robią sobie dzieci i nic z tymi dziećmi nie mogą nawet zrobić bo nie ma u nas czegoś takiego jak łatwy dostęp do aborcji dla nieletnich, a zewsząd grzmi argument, ze trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów. I tak nasza młodzież będzie ponosić konsekwencje anty-niemałżeńskokopulacyjnej determinacji stada panów, którym mój biust jawi się jako zwierzyna leśna.

4 komentarze:

  1. "wychowanie seksualne (...) prowadzą zazwyczaj katecheci i im podobni"
    - kim są "im podobni"?

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaję, że zapomniałam nazwy organizacji do której istnienia nawiązuję, więc ta odpowiedź nie jest wyczerpująca. Aby nauczać wdż nauczyciel musi przejść szkolenie z przedmiotu i gdy sprawdzałam jakie (a było to przeszło 2 lata temu)gro uprawnionych było zrzeszonych w i dostawało materiały od Związku Chrześcijańskich Nauczycieli WDŻWR- to jest mniej więcej ta nazwa której nie pamiętam. Jak znajdę to oczyszczę się z zarzutu wyolbrzymiania i bełkotu.
    Aż 24% badanych przez GES "Ponton" w jedynym aktualnym opracowaniu dotyczącym organizacji zajęć z wdżwr w szkołach powiedziało, że uczą ich katecheci, bądź katechetki, przy czym niemal połowa badanych przyznała, że w ich szkołach przedmiotu nie ma. Z nauczycieli którzy przedmiot prowadzą sporo jest w 'związku którego nazwy nie pamiętam' więc nauczają zgodnie z litera kościoła, niekoniecznie będąc katechetami. Proste obliczenie pokazuje, że pomijając tych niefortunnych 'im podobnych', niemal połowa z w ogóle nauczanych ma wdżwr z nauczycielami religii, czyli osobami nieobiektywnymi jeśli chodzi o materię, którą przedmiot ma poruszać.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie rozumiem, dlaczego uważasz, że katecheta, katechetka, czy też siostra zakonna, bądź jak już wymieniam ksiądz nie może uczyć WDŻWR. Każdy z nich jest człowiekiem, każdy z nich był młody i przeżywał, bądź i nie (jak każdy człowiek) swoje pierwsze drugie i setne miłości. Dlaczego nie może przy tym uczyć, że seks przedmałżeński prowadzi do zepsucia? że do uprawiania miłości trzeba dojrzeć, że trzeba brać za nią odpowiedzialność? Wymienieni wyżej ludzie, nauczają zgodnie z nauką kościoła, która uczy żyć moralnie, nie wyrządzając sobie i innym krzywdy (aborcja - którą z tego co wywnioskowałem akceptujesz, ale to inny temat - w tym temacie, niezgodne z nauką kościoła. to wystarczy). Fakt, zdarzają się nawiedzeni nauczyciele, ale oni zdarzają się również pośród tych, którzy z kościołem mało mają wspólnego, albo inaczej, nie kierują się nauczaniem wg. Kościoła. Jednak by, dobrze przygotować się do życia w rodzinie, to nie znaczy szukać który penis pasuje do której pochwy ani na odwrót, to nauka budowania relacji. Jestem jeszcze młody, może mało wiem. Jednak uważam, że WDŻWR ma uczyć moralnego, nie zepsutego życia w rodzinie. + Pozdrawiam bardzo gorąco, oczywiście, nie potępiam Twoich poglądów, wyraziłem tylko swoje, nie musisz się z Nimi zgadzać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kościół dostał już 2 godziny lekcyjne religii tygodniowo- wtedy może nauczać swojej etyki. Ponieważ jak dotąd Konstytucja dalej głosi, że nie jesteśmy państwem wyznaniowym, nauka o rodzinie i seksie nie ma prawa być na usługach religii.

    OdpowiedzUsuń