piątek, 10 grudnia 2010

Słownik bezznaczenia

Jakoś tak mam odkąd pamiętam, że lepiej rozumiem treści, gdy są mi przekazywane przy pomocy słów, których znaczenie jest mi znane. Generalnie, z nowości lingwistycznych cenię te które już znam. I tak przymiotnik 'epicki' przestał być dla mnie raptem znakiem związania z epiką, a stał się synonimem 'wysokiej zajebistości' (której notabene też kiedyś nie miałam w słowniku) i wiem to i używam tego i cieszę się tym. Jednak plus minus od kwietnia nie mogę dojść do ładu z całą gama słów i są tacy, którzy utrudniają mi to na każdym kroku. A są nimi Jarosław Kaczyński i liczne podjarki. Do czego zmierzam?
Zacznijmy od wielkiej zagadki słowa 'męczennik'. Męczennik to ktoś taki, kto wie, ze zginie, ale trzyma się swoich jakichś takich racji, przekonań, wiary, cokolwiek. Brat Jarka jest jego zdaniem własnie takim męczennikiem od czasu gdy tragicznie zginął pod Smoleńskiem. Czy należy rozumieć, że Lech i 95 pozostałych siedzących w tupolewie wiedziało, że zginą i uparło się w imię, najprawdopodobniej, podtrzymania spiskowej teorii dziejów, bądź stworzenia Jarosławowi szansy na prezydenturę, nie wysiąść przed startem? Czy może męczennik to teraz ktoś kto ginie przypadkiem w wypadku, którego dało się uniknąć? Czy mamy zatem cholernie dużo męczenników za szosy i drogi szybkiego ruchu? Albo elitarną grupę męczenników za spacery po zamarzniętych zbiornikach wodnych?
Drugim słowem jest 'heroiczny'. Wszystkie znaki na niebie i ziemi zgodnie ze słowami Jarosława wskazują na to, że pasażerowie tupolewa wsiadali w jakichś niewymownie trudnych warunkach, a ścieżka do samolotu prowadziła między innymi przez bagna, zasieki z drutu kolczastego, pole minowe, urząd skarbowy i dział reklamacji Ryanair. Alternatywnie 'heroicznie' oznacza teraz 'bez obaw'. I podoba mi się ta opcja, bo heroicznie przeszłam dziś przez ulicę na zielonym, z heroizmem że urośnie mi dupa zjadłam tortu oraz heroizując się obciachu uczęszczam na zajęcia z salsy chociaż nie mam gracji i koordynacji ruchowej. A to brzmi super.
Jeszcze tylko zahaczę o mój ukochany przypadek stosowanych zamiennie słów 'zbrodnia' i 'nagana'. Jarek kiedyś bełkotał, że zbrodnia to takie coś, co jest wyjątkowo naganne i dlatego w sumie nagana= zbrodnia. Jest to intrygujące stanowisko, ale im dłużej trwa proces mojej edukacji, tym bardziej wierzę, że każda nagana była wyrządzana mi zbrodnią. A krzywdzić zbrodnią może tylko równiejszy patriota tych innych szatanów, którzy są tam czynni w sensie biorą nieobecny udział. Chodzi też o to by siły układu nie przeważały i ważne, żeby ani słowa z tego bełkotu nie rozumieć. Jak już się zrozumie- paranoja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz